Agawa

Miało to miejsce w dużej szklarni należącej do bardzo obcego mężczyzny, milionera i nietowarzyskiego, który całe swoje niezliczone dochody wydawał na rzadkie i piękne kwiaty. Szklarnia ta przewyższała najsłynniejsze szklarnie na świecie swoją budową, wielkością pomieszczeń i bogactwem zebranych w niej roślin. Najróżniejsze, najbardziej kapryśne rośliny, od tropikalnych palm po blade polarne mchy, rosły w nim równie swobodnie, jak w ich ojczyźnie. Były tam: gigantyczne łaty i feniksy z szerokimi liśćmi parasolowymi; figi i banany, sago i palmy kokosowe uniosły długie, nagie pnie do szklanego sufitu, zwieńczone bujnymi pęczkami rozłożystych liści. Rośnie tu wiele dziwacznych okazów, jak hebanowe drzewo z czarnym pniem, mocnym jak żelazo, krzakami drapieżnej mimozy,w którym liście i kwiaty za jednym dotknięciem małego owada szybko się kurczą i wysysają z niego soki; draceny, z których łodyg wypływa gęsty, czerwony jak krew trujący sok. W okrągłej, niezwykle dużej sadzawce unosiła się królewska Wiktoria, której każdy liść mógł pomieścić dziecko, a tu wyłoniła się biała korona indyjskiego lotosu, który swoim delikatnymi kwiatami kwitnie tylko w nocy. Solidne ściany były ciemnymi, pachnącymi cyprysami, oleandrami z jasnoróżowymi kwiatami, mirty, drzewa pomarańczowe i migdałowe, pachnące chińskie pomarańcze, figi liściaste, krzewy akacji południowej i drzewa laurowe.Królewska Wiktoria pływała w niezwykle dużym basenie, którego każdy liść może pomieścić na sobie dziecko, a tu wystawały białe korony indyjskiego lotosu, kwitnące tylko nocą jego delikatne kwiaty. Solidne ściany były ciemnymi, pachnącymi cyprysami, oleandrami o jasnoróżowych kwiatach, mirty, drzewa pomarańczowe i migdałowe, pachnące chińskie pomarańcze, fikusy liściaste, krzewy akacji południowej i drzewa laurowe.Królewska Wiktoria pływała w niezwykle dużym basenie, którego każdy liść mógł utrzymać na sobie dziecko, a tu wyłaniały się białe korony indyjskiego lotosu, kwitnące tylko nocą jego delikatne kwiaty. Solidne ściany były ciemnymi, pachnącymi cyprysami, oleandrami z jasnoróżowymi kwiatami, mirty, drzewa pomarańczowe i migdałowe, pachnące chińskie pomarańcze, figi liściaste, krzewy akacji południowej i drzewa laurowe.

Tysiące różnych kwiatów wypełniało powietrze w szklarni swoimi aromatami: barwnymi z cierpkim zapachem goździków; jasne japońskie chryzantemy; wylęgające się żonkile, opuszczające przed nocą swoje cienkie białe płatki; hiacynty i lewkoi - ozdabianie grobowców; srebrzyste dzwony dziewiczych konwalii; biały z odurzającym zapachem pankration; fioletowe i czerwone czapki z hortensji; skromne pachnące fiołki; woskowate, nieznośnie pachnące tuberozy, pochodzące z wyspy Jawa; słodki groszek; piwonie pachnące różą; verveena, której kwiaty rzymskie piękności przypisywały właściwości nadawania skórze szczególnej świeżości i delikatności i dlatego umieszczały je w swoich kąpielach, a wreszcie wspaniałe odmiany róż w różnych odcieniach: fioletowym, jaskrawoczerwonym, szkarłatnym, brązowym, różowym, ciemnożółtym, bladożółtym , płowy i olśniewająco biały.

Inne pozbawione zapachu kwiaty wyróżniały się bujnym pięknem, takie jak zimne piękno kamelii, różnokolorowych azalii, chińskich lilii, holenderskich tulipanów, wielkich jasnych dalii i ciężkich astry.

Ale w szklarni była jedna dziwna roślina, która najwyraźniej w niczym nie mogła zwrócić na siebie uwagi, z wyjątkiem swojej brzydoty. Prosto z korzenia wyszły długie, dwa arshiny, liście wąskie, mięsiste i pokryte ostrymi cierniami. Liście te, w liczbie około dziesięciu, nie unosiły się, ale rozprzestrzeniały po ziemi. W dzień było im zimno, aw nocy robiło się ciepło. Kwiaty nigdy nie były pokazywane między nimi, ale sterczał długi, prosty zielony pręt. Ta roślina została nazwana stuleciem.

Kwiaty w szklarni prowadziły własne, niezrozumiałe dla ludzi życie. Oczywiście nie mieli języka, żeby mówić, ale mimo to rozumieli się nawzajem. Może służył temu ich zapach, wiatr, który przenosił pył kwiatowy z jednej filiżanki do drugiej, lub ciepłe promienie słońca, które zalały całą szklarnię przez jej szklane ściany i szklany sufit. Jeśli pszczoły i mrówki rozumieją się tak niesamowicie, dlaczego nie założyć, że przynajmniej w niewielkim stopniu jest to możliwe również w przypadku kwiatów?

Między niektórymi kwiatami była wrogość, a między innymi czuła miłość i przyjaźń. Wielu rywalizowało między sobą pod względem piękna, aromatu i wzrostu. Inni byli dumni ze starożytności rodziny. Zdarzało się czasem, że w jasny wiosenny poranek, kiedy cała szklarnia wydawała się wypełniona złotym pyłem, a rosie drżały w kwitnących kielichach, rozpoczęła się ogólna nieustanna rozmowa między kwiatami. Opowiadano cudowne, pachnące historie o odległych gorących pustyniach, zacienionych i wilgotnych zakątkach lasów, o dziwacznych, pstrokatych owadach, które świecą w nocy, o wolnym, błękitnym niebie ojczyzny i wolnym powietrzu odległych pól i lasów.

Tylko jeden dziwaczny stulecie był wygnaniem w tej rodzinie. Nigdy nie znał żadnej przyjaźni, współczucia ani współczucia, ani razu przez wiele długich lat żadna miłość nie ogrzała go swoim ciepłem. I był tak przyzwyczajony do ogólnej pogardy, że długo znosił ją w milczeniu, niosąc w głębi duszy ostre cierpienie. Jest też przyzwyczajony do tego, że jest przedmiotem powszechnych kpin. Kwiaty nigdy nie wybaczają swoim towarzyszom brzydoty.

Pewnego lipcowego poranka w szklarni zakwitł kwiat rzadkiej róży kaszmirowej, koloru ciemnego karminowego, z czarnym aksamitnym odcieniem na fałdach, niesamowitym pięknem i cudownym zapachem. Kiedy pierwsze promienie słońca zajrzały przez szybę i kwiaty, budząc się jeden po drugim z lekkiej nocnej drzemki, ujrzały kwitnącą różę, ze wszystkich stron rozlegały się hałaśliwe okrzyki zachwytu:

- Jak dobra jest ta młoda Róża! Jakie to świeże i pachnące! Będzie najlepszą ozdobą naszego społeczeństwa! To nasza królowa.

I słuchała tych pochwał, nieśmiała, cała świecąca, cała skąpana w złocie słońca, jak prawdziwa królowa. A wszystkie kwiaty w formie powitania skłoniły przed nią swoje magiczne korony.

Nieszczęsny Stoletnik też się obudził, spojrzał - i drżał z zachwytu.

- Och, jaka jesteś piękna, Królowo! zaszeptał. A kiedy to powiedział, cała szklarnia wypełniła się niekontrolowanym śmiechem. Napompowane tulipany kołysały się ze śmiechu, liście smukłych palm drżały, dzwoniły białe dzwonki konwalii, nawet skromne fiołki uśmiechały się współczująco z ciemnych okrągłych liści.

- Monster! - krzyczała, krztusząc się ze śmiechu, gruba piwonia przywiązana do patyka. - Skąd masz czelność mówić komplementy? Czy nie rozumiesz, że nawet twoje zachwyty są obrzydliwe?

- Kto to jest? - zapytała uśmiechnięta młoda Królowa.

- Ten dziwak? - zawołała Peony. „Nikt z nas nie wie, kim on jest ani skąd pochodzi. Ma bardzo głupie imię - Stoletnik.

„Przywieziono mnie tutaj jako bardzo małe drzewo, ale było wtedy równie duże i równie obrzydliwe” - powiedział wysoki stary Palm.

„Nigdy nie kwitnie” - powiedział Oleander.

„Ale to wszystko jest pokryte cierniami” - dodała Myrtle. - Dziwią nas tylko przydzieleni do nas ludzie. O wiele bardziej się nim opiekują niż nami. Jakby to był jakiś skarb!

- Rozumiem, dlaczego tak się nim opiekują - powiedziała Peony - Takie potwory są tak rzadkie, że można je spotkać tylko raz na sto lat. Zapewne dlatego nazywa się Stoletnik.

Tak więc do południa kwiaty kpiły z biednego stulecia, a on milczał, przyciskając zimne liście do ziemi.

Po południu zrobiło się nieznośnie duszno. W powietrzu zbliżała się burza. Chmury, które dryfowały po niebie, stawały się coraz ciemniejsze. Oddychanie było coraz trudniejsze. Kwiaty omdlałe opadały z delikatnymi główkami i usychały w nieruchomym oczekiwaniu na deszcz.

Wreszcie w oddali, niczym ryk zbliżającej się bestii, rozległ się pierwszy głuchy grzmot. Nastąpiła chwila bolesnego spokoju, a deszcz głucho bębnił o deski, którymi ogrodnicy szybko zakryli szyby szklarni. W szklarni zrobiło się ciemno jak w nocy. I nagle Rose usłyszała blisko siebie cichy szept:

- Posłuchaj mnie, królowo. To ja, nieszczęsny Stoletnik, którego zachwyt nad twoją urodą sprawił, że rano się uśmiechałeś. Nocna ciemność i burza dodają mi odwagi. Zakochałem się w tobie, piękna. Nie odrzucaj mnie!

Ale Rosa milczała, marniejąc z zaduchu i przerażenia przed burzą.

- Posłuchaj, piękna, jestem brzydka, moje liście są kłujące i brzydkie, ale powiem ci mój sekret. W dziewiczych lasach Ameryki, gdzie nieprzeniknione sieci pnączy owijają się wokół pni tysiącletnich baobabów, gdzie nie było jeszcze żadnej ludzkiej stopy, jest moja ojczyzna. Raz na sto lat kwitną tylko przez trzy godziny i natychmiast giną. Z moich korzeni wyrastają nowe pędy, aby za sto lat ponownie umrzeć. A teraz czuję, że za kilka minut muszę zakwitnąć. Nie odrzucaj mnie, piękna! Dla ciebie, tylko dla ciebie, rozkwitnę i dla ciebie umrę!

Ale Rose, spuszczając głowę, nie odpowiedziała ani słowem.

- Róża! Za jedną chwilę szczęścia oddam Ci całe moje życie. Czy to nie wystarczy twojej królewskiej dumy? Rano, gdy wschodzą pierwsze promienie słońca ...

Ale w tej chwili wybuchła burza z tak straszną siłą, że Stoletnik musiał milczeć. Kiedy burza skończyła się tuż przed rankiem, w szklarni rozległ się głośny trzask, jakby od kilku strzałów z karabinu.

- Zakwitła stulecie - powiedział główny ogrodnik i pobiegł obudzić właściciela szklarni, który na to wydarzenie czekał niecierpliwie od dwóch tygodni.

Ze szklanych ścian zdjęto deski. Wokół Stoletnika ludzie stali w milczeniu, a wszystkie kwiaty z przerażeniem i podziwem zwróciły ku niemu głowy.

Bujne kępy śnieżnobiałych kwiatów o niespotykanej dotąd urodzie zakwitły na wysokim, zielonym trzonie Stoletnika, który wydzielał wspaniały, nieopisany aromat, który natychmiast wypełnił całą szklarnię. Ale w niecałe pół godziny światła zaczęły niepostrzeżenie stawać się różowe, potem stały się czerwone, fioletowe i wreszcie prawie czarne.

Kiedy wzeszło słońce, kwiaty stulecia więdły jeden po drugim. Podążając za nimi, brzydkie liście więdły i zwijały się, a rzadka roślina umarła, by odrodzić się ponownie za sto lat.

Królowa opuściła pachnącą głowę.

1895